Cześć. Trochę mnie tutaj mało, ale musicie mi to wybaczyć. Obowiązki pochłaniają. Nie mogę wam obiecać, że będę pisać częściej, ale mogę powiedzieć, że postaram się to zrobić. Wiecie, jednak że z tym jest różnie. Dziś bierzemy na temat firmę kosmetyczną Avon. Chyba każdy z was przynajmniej o niej słyszał. Ja jakiś czas byłam nawet konsultantką, ale jakoś mi to nie podpasowało. Sporo ludzi twierdzi, że kosmetyki z Avonu były dobre kiedyś, a teraz to badziew. Młodzież raczej sięga po marki bardziej hmm... "młodsze". Nie wiem jak je nazwać, ale zapewne wiecie, co mam na myśli. Ja jednak postanowiłam powrócić do kosmetyków z  Avonu i sprawdzić dla was ich teraźniejszą jakość.

Pod lupę wzięłam tusz do rzęs Avon True Colour Blackest Black. Jest on zamknięty w klasycznym odkręcanym opakowaniu. Jest ono bardzo minimalistyczne oraz eleganckie. Większa część opakowania jest w kolorze czarnym, a zakrętka i napisy w kolorze srebnym. Przyznam, że bardzo mi się podoba takie proste opakowanie. Wygląda na tusz z górnej półki, choć tak naprawdę kosztuje grosze. Szczoteczka tego tuszu jest elastyczna, dzięki czemu jest wygodna w użyciu.


Avon True Colour Blackest Black to tusz, który ma za zadanie perfekcyjnie wydłużyć i rozdzielić rzęsy. Zawarte w tym produkcie składniki, wzbogacone mikrowłóknami zapobiegną również osypywaniu się produktu. Czy tusz ten spełnił moje oczekiwania? Jak najbardziej. Gdybym nie wiedziała, ile on kosztuje stwierdziłabym, że jest to tusz ekskluzywny. Świetnie rozdziela rzęsy, jest widoczne także ich wydłużenie. Nie robi tak zwanych "pajęczych nóżek", które większość tuszów tworzy na moich dolnych rzęsach. Tusz nosiłam przez cały dzień i nie zauważyłam żadnego osypywania się. Stał się on moim ulubieńcem i bardzo często będę po niego sięgać. Możecie go zakupić w drogerii internetowej Kosmetyki z Ameryki. Ja na pewno zamówię sobie kolejne opakowanie za jakiś czas.